Światowy Dzień Poezji: Maciej Melecki

Maciej Melecki

POBÓR

Kręty spad między skroniami. Widłowy próg. Kartonowe wiaty zamiast
Rozwartych ścian. W oku cyklonu przebiega wytłumiona ciszą krzątanina,
Jako codzienny przyrost lodowych nawisów, pod którymi grzybnią kolonizuje
Się nie tylko przenośny jej placet. Ścierne zdejmowanie warstw aż poza
Spękany garb, w który przerosło serce zagrody tej marszruty, trwale
Już usztywniający chów dalszego pętania. Tylko w tym prześwicie nie

Stępia zewnętrza krawędź, między kątowa cięciwa narzyna na supłach
Chropawe rowki, ażeby twardniejąca już maź mogła jeszcze dopłynąć
Do najbliższej delty braku, gdzie wytrzebienie będzie jedyną wypadkową
Ze wszystkich miar docisku, rojnych kieratów tej naziemnej depresji,
Po jakiej przechodzimy osuszeni ze wszystkich niestrawionych kierunków,
Coraz bardziej karbowani zawiesiną z wyrwanych gwoździ, zmielonych pakuł

I przerdzewiałych szprych, w wirniku tego rozkrawania na czterolistność
Stron momentalnego przepadania w kuble echa, płaskiej niczym poziomica
Klepsydrze oniemienia, kiedy sunie się tylko zakosem po coraz częstszych
Zagnieceniach. Taki jest tego ostęp. Wędzarnia aż po świt. Szeroki rozłóg.
Dyfuzyjnie kostna szadź. Masz jeszcze mniejsze na to dowody, drobnoustroje
Pobudzane wiązkami wieści o uwłaszczaniu się skarlałych mar, trzymających

Lejce i bat w koszącym przelocie nad mogilną powłoką kanciastych poruszeń
Mrowia zszarzałych trucheł, skonanych na długo przed nastaniem moru,
Gdyż oset tej pląsawicy przepala ostatnią tamę i zewłok sczeźnięć rozgrabia
Mieszczący cię jeszcze odprysk cienia. Odczyny przesiewów są piastą tej
Kołującej plątaniny, postradaniem wahadłowych przepustów, nieustannym
Przesuwem owej kadzi o strzęp szpiku. Piołunowy pobór kolejnych rozpruć.